Pamiętam jak byłam mała , zawsze miałam straszne kołtuny na
głowie. Kiedy mama mi je rozczesywała , słysząc jak krzyczę w niebogłosy mówiła
" piękno boli". Na przestrzeni lat obraz piękna się zmieniał. Raz była
pożądana większa sylwetka, a raz kościotrup. Raz małe stópki, później długie
szyje czy wąska talia. Wszyscy chcieliśmy się dostosować aby nie odstawać od
grupy. Przeglądając okładki kolorowych magazynów widzimy zretuszowane modelki
ale i tak sobie wmawiamy że możemy tak wyglądać. Dążymy do wyznaczonego przez
nas wizji piękna nie patrząc jakie poniesiemy przy tym koszty. Nie chodzi tutaj
tylko o kwestie pieniężne , ale głównie zdrowotne. Cierpimy aby być
szczęśliwymi, a gdy już jesteśmy szczęśliwe dalej cierpimy. Czy warto tak się
niszczyć ? Czy warto tak cierpieć ?
Lalka Barbie- każda z nas miała chociaż jedną.
Czesałyśmy je, ubierałyśmy, czasem malowałyśmy. Ten widok stał się naszym
ideałem : duży biust, chude nogi, bardzo wąska talia ... prawda jest taka, że
gdyby wszystkie kobiety tak wyglądały to żadna nie mogłyby chodzić , gdyż figura byłaby
całkowicie nieproporcjonalna. Niektórzy wzięli sobie to wyobrażenie piękna
mocno do siebie. Valeria Lukyanova
- zrobiła międzynarodowa karierę udając żywą lalkę Barbie . Przeszła ona aż 13
operacji plastycznych . Kiedy pierwszy raz ją ujrzałam nie skojarzyła mi się z
Barbie lecz z przybyszem z kosmosu. Wielkie niebieskie oczy, porcelanowa twarz,
nieproporcjonalnie wąska talia i chude nogi. Sprawiała wrażenie jakby jedno
dotknięcie mogło ją połamać. "Na moje oko Valeria miała operację nosa, kości
policzkowych i brody. Zmieniono jej także piersi. Widać od razu, że to sztuczne
silikonowe balony. Usunięto jej także żebra, aby talia była bardziej wcięta"
– ocenia chirurg w rozmowie z magazynem People. Doliczmy do tego drakońską
dietę , pieniądze wydane na kosmetyki, godziny w łazience aby nałożyć makijaż
oraz specjalne szkła kontaktowe optycznie powiększające oczy. Kolejną taką
osobą jest Justin Jedlica -
32- letni żywy Ken. Jak sam mówi jego marzeniem jest zostanie żywą rzeźbą. Do
tego czasu przeszedł od 90 do 100 operacji plastycznych. Mężczyzna opowiedział
o swoim hobby i pasji w programie "The Doctors" :"Operacje
plastyczne interesowały mnie od zawsze, wynikają z mojej kreatywności (…)
Przeszedłem m.in. pięć operacji nosa, zabiegi korekty kości twarzy i
powiększania pośladków i bicepsów (…) Zawsze istnieje ryzyko, że coś pójdzie
nie tak, jednak chętnie je podejmuję, nie wierzę, że cokolwiek wartościowego w
życiu przychodzi bez ryzyka." . W obecnych czasach wszelkie modyfikacje
swojego ciałą sa dozwolone. Możemy je zmieniać jak tylko chcemy lecz w
niektórych ekstremalnych przypadkach stają się wręcz obsesją , a co za tym
idzie ból zarówno fizyczny jak i psychiczny. Pamiętam jak miałam chirurgicznie
wyrywaną ósemkę i dochodziłam po tym do siebie przez cały tydzień łykając co
chwile tabletki przeciwbólowe. Marzyłam aby ból się skończył i powtarzałam w
duchu że nigdy więcej nic takiego nie zrobię. Osobiście nie wyobrażam sobie co
muszą czuć ludzie po operacji plastycznej. Nie dość że towarzyszy temu wielki
ból ale trwa on zdecydowanie dłużej niż ten po usuwaniu zęba. Kiedy
zapytano Justina czy wyczerpał swój limit operacji plastycznych
odpowiada:"Dlaczego nie miałbym robić tego, co jest moją pasją i hobby? Nadal
będę się zmienił. To jak dekorowanie domu. Twój dom zmienia się z tobą. Mój
ideał piękna zmienił się od kiedy miałem 18 lat i przeszedłem
pierwszą operację (…) To jak prosić Picasso, żeby przestał malować!".
Łącznie na zmiane swojego wyglądu wydał ok. 100 tys dolarów. Kiedy rano siadam
do śniadania i porannej kawy , zawsze włączam telewizor. Akurat wtedy leci na
kanale TLC program " Klinika ostatniej szansy" w którym widzimy
konsekwencje nieudanych operacji plastycznych i zabiegów upiększających. 43-
letnia Alison chciała powiększyć sobie piersi . Spodziewała się oszołamiającego
efektu , jednak operacja pociągnęła za sobą szereg komplikacji w efekcie
została zniekształcona klatka piersiowa pacjentki. 49-letnia Fiyon poddała się
zabiegowi wypełnienia zmarszczek która się nie powiodła przez co twarz kobiety
szpecą twarde grudki. Wiemy , że każda operacja niesie za sobą ryzyko, a
jednak się na nie decydujemy. Oczywiście istnieją sytuacje kiedy operacja plastyczna
jest konieczna , lecz niestety w większości przypadków chcemy się po prostu
upiększyć aby upodobnić się do obowiązującego kanonu piękna. Takie operacje nie
ograniczają się tylko do upiększania. Istnieje coś takiego jak dobrowolna
amputacja. Pamiętam jak w wieku 16 lat oglądałam dokument w telewizji o facecie
który za wszelką cenę chciał pozbyć się swojej nogi. Skąd taki pomysł? Jak był
mały zobaczył na ulicy weterana wojennego który chodził o kulach i właśnie nie
miał jednej nogi. Ten obraz tak się zakorzenił w jego podświadomości, że czuł
iż ta noga którą ma tak naprawdę nie jest jego, że jest obca, kompletnie nie na
miejscu, jak piąte koło u wozu. Założył rodzinę, wiódł spokojne życie lecz to
przekonanie dalej w nim tkwiło. Na samym końcu zobaczyłam jak jedzie do
Tajlandii i poddaje się zabiegowi amputacji. Czemu aż tak daleko jechał ? Bo
żaden normalny lekarz nie chciał się tego podjąć. Ludzie poddają się przeróżnym
bolesnym modyfikacjom ciała. Sama mam tatuaż, ale celowe amputacje zawsze
pozostaną dla mnie najdziwniejszą formą wyrażania samego siebie. Każda
modyfikacja niesie za sobą ból lecz tylko amputacja niesie za sobą upośledzenie
do końca życia. Minęło już 5 lat od tamtego czasu , a ja nadal nie mogę tego
zrozumieć lub po prostu nie chcę.
Są bardziej i mniej
bolesne modyfikacje. Do tych bardziej bolesnych na pewno należy zaliczyć
skaryfikację. Ten rodzaj cielesnej modyfikacji jest już
całkiem popularny, a zabiegi skaryfikacji wykonywane są w każdym szanującym się
studiu piercingu i tatuowania. Skaryfikacja to najprościej mówiąc zdzieranie,
wypalanie lub zdrapywanie fragmentów skóry. Rana z czasem zabliźni się i
pozostawi po sobie mniej lub bardziej wyraźną pamiątkę. Skaryfikacja nie jest
oczywiście wymysłem naszych czasów, np. australijscy wojownicy okaleczali się
na znak odniesionego zwycięstwa w potyczce z przeciwnikiem.
Szybkość gojenia oraz ślad pozostałe po ranie zależy od indywidualnych cech organizmu i odpowiedniego traktowania okaleczonego miejsca. W Polsce jakiś czas temu zrobiło się o tym głośno. Młody chłopak chciał być jak jego idol Popek i okaleczył sobie twarz. Istnieją piękne wzory skaryfikacji. Wzory kwiatowe czy mandale , ale młody Karol zrobił sobie trzy szramy na twarzy czym okaleczył i napiętnował się do końca życia. Mnie samą osobiście fascynują tatuaże ale na pewno nigdy nie zrobiłabym go sobie na twarzy. Ludzie pierwsze co widzą to nasza twarz i tylko raz możemy zrobić dobre pierwsze wrażenie. Jeśli chcemy w przyszłości dostać dobrą pracę, musimy przyzwoicie wyglądać, a ze szramami na twarzy raczej nas nie przyjmą do pracy w banku czy w biurze.
Szybkość gojenia oraz ślad pozostałe po ranie zależy od indywidualnych cech organizmu i odpowiedniego traktowania okaleczonego miejsca. W Polsce jakiś czas temu zrobiło się o tym głośno. Młody chłopak chciał być jak jego idol Popek i okaleczył sobie twarz. Istnieją piękne wzory skaryfikacji. Wzory kwiatowe czy mandale , ale młody Karol zrobił sobie trzy szramy na twarzy czym okaleczył i napiętnował się do końca życia. Mnie samą osobiście fascynują tatuaże ale na pewno nigdy nie zrobiłabym go sobie na twarzy. Ludzie pierwsze co widzą to nasza twarz i tylko raz możemy zrobić dobre pierwsze wrażenie. Jeśli chcemy w przyszłości dostać dobrą pracę, musimy przyzwoicie wyglądać, a ze szramami na twarzy raczej nas nie przyjmą do pracy w banku czy w biurze.
Nie jest to jedyna
modyfikacja która pochodzi z kart historii. Podczas gdy na całym świecie
dziewczynkom owijano stopy, by było im ciepło i wygodnie w twardych butach, w
Chinach bandażowano je w imię piękna i tradycji. Matki decydowały się na
zabieg, gdyż małe stopy córek zwiększały szansę na dobre zamążpójście. Przez
wieki żaden dobrze urodzony Chińczyk nie wziąłby sobie za żonę kobiety o
zwykłych stopach. Ze względu na awans społeczny, jaki mogła zapewnić nawet
mniej zamożnym kobietom, dworską modę szybko podchwyciły warstwy średnie.
Wszystko przez to, że w Państwie Środka powszechna była poligamia, pozwalająca
mężczyźnie na posiadanie tylu kobiet, na ile było go stać. I nawet jeśli
pierwsza żona pochodziła zazwyczaj z równej mu warstwy społecznej, to już
konkubiny mogły pochodzić z nizin społecznych. Jeśli jednak urodziły synów,
mogły uzyskać status kolejnej żony. Dobra matka stosowała się zatem do
przysłowia chińskiego „jeśli dbasz o syna, pilnuj, by się przykładał do nauki;
jeśli dbasz o córkę, nie pobłażaj jej ze stopami”. Zachowały się różne opisy
przebiegu procesu krępowania stóp, pozwalające zrekonstruować pokrótce przebieg
procedury. Najpierw dziewczynkom (między 4 a 7 rokiem życia) pobłażano i pozwalano jeść
słodycze oraz bawić się do woli. Czas beztroski kończył się w dniu pierwszego
zabiegu, kiedy po złożeniu ofiary duchom, masażu i wymoczeniu stóp w gorącej
ziołowej kąpieli matka obwiązywała bandażem kostkę dziewczynki, zaczepiała nim
o cztery małe palce i mocno naciągała bandaż, okręcając go wokół pięty. Palce
maksymalnie zawijały się pod spód, a niektóre ze źródeł wspominają, że wręcz
łamano kości. Na koniec obwiązywano bardzo ściśle stopę mokrym jedwabiem (który
wysychając, jeszcze się dodatkowo kurczył) i wkładano buciki. Zabieg powtarzano
co kilka dni.Cały proces trwał kilka lat i był niezwykle bolesny. Jeśli nie
dbano o higienę stóp – nie myto ich, nie zmieniano bandaży, zapominano o
pedikiurze – dochodziło do infekcji, wynikających chociażby z tego, że w ciało
wbijały się rosnące paznokcie. W skrajnych przypadkach dochodziło nawet do
gangreny i sepsy (szacuje się, że umierało około 10% dziewczynek). Niezależnie
jednak od higieny, niektóre mięśnie z czasem zanikały, a stopy częściowo
obumierały. Jak wielkie cierpienie towarzyszyło Chinkom, najlepiej mówi
przysłowie „każda para zabandażowanych stóp kosztuje kobietę morze łez”.
Obecnie trudno jest nam uwierzyć w takie praktyki. Gdyby się to działo w
dzisiejszych czasach od razu zainteresowałyby się tym organizacjie obrony praw
człowieka. Nikt ich nie pytał o zdanie, a one nie mogły się przeciwstawić. Z
jednej strony można by myśleć , że w końcu była taka moda i mogły wyrażać na to
zgodę. Dorosłe kobiety owszem, ale małe dziewczynki napewno były do tego
zmuszane. Raczej trudno jest mi sobie wyobrazić 5-cio letnią Chinkę która z
uśmiechem na ustach znosi łamanie kości i prosi o jeszcze. Było to prawdziwe
barbarzyństwo w imię piękna i znalezienia bogatego męża.
Mniej okrutnym sposobem na
polepszenie urody lecz równie inwazyjnym mogą być kobiety o długich szyjach . Należą do jednej z grup plemienia Karenów - Padaung, które
zamieszkuje wschodnie tereny Birmy, graniczące z Tajlandią. Padaung w
większości wyznają animizm i buddyzm, jedna trzecia to chrześcijanie. Przez
swoich sąsiadów, zwani są długoszyimi Karenami. Pierwsze obręcze zakłada się
dziewczynkom już, gdy kończą pięć lat. Najszybciej szyja wydłuża się bowiem
wówczas, gdy dziecko rozwija się a zatem rośnie. Co kilka lat dokłada się jej następne.
Dojrzała kobieta sama może zdecydować, czy chce kontynuować tradycję. Zwykle
decydują się na to, bo bycie „kobietą-żyrafą” pozwoli jej na utrzymanie
rodziny. Dorosłe kobiety noszą na sobie bez przerwy około dziewięciu
kilogramów, co w brew pozorom nie przeszkadza im w jedzeniu, zabawie czy pracy.
Gdy przybywa się do wioski, niemal od razu rzucają się w oczy małe dziewczynki,
które bawią się piłką, a w świetle zachodzącego słońca na ich szyjach lśnią
obręcze. Kobieta w chacie rozkłada krosna i tka czerwony szal. Nie odczuwa się
zgiełku, gwaru, nerwowej atmosfery. Życie płynie wolno, spokojnie, swoim
rytmem. Wszystkie kobiety mają złote obręcze na szyjach,
wszystkie przyozdobione są metalowymi pierścieniami wokół rąk i nóg. Niemal
odnosi się wrażenie, że białe, gołe szyje turystów wyglądają wręcz
nienaturalnie i dziwnie. Kobiety ponadto, gdyby tych ozdób było mało, noszą na
głowach kolorowe dekoracje z kwiatów i materiału. Tradycyjny świąteczny strój
noszą tu na co dzień. Nie wiadomo dokładnie skąd wywodzi się ów zwyczaj. Jedna z hipotez głosi,
że pierścienie miały chronić kobiety przed atakami tygrysów, które głównie
rzucały się na szyję ofiary. Inna, że miały wspomagać dochowanie wierności
mężowi. W przypadku zdrady zdejmowano je, a kobieta umierała w wyniku złamania
szyi (nieużywane mięśnie szyi nie były w stanie utrzymać ciężaru głowy), lub
żyła leżąc w bezruchu. Świadomość śmierci miała bardziej przywiązać żonę do
męża. Przeglądając fora dyskusyjne trafiałam na komentarze, że kobiety robią to
przez kolejny wymysł swoich mężów. Ja jestem innego zdania. Robią to gdyż nie
chcą odstawać od grupy, a także dla dobrego zarobku. Bądźmy szczerzy - gdzie są
turyści tam są pieniądze. Tylko czy warto tak bardzo ryzykować swoje życie dla
pieniędzy ?